2.16.2015

Tomasz Kołodziejczak o braciach Strugackich i "Pikniku"

Tekst został oryginalnie opublikowany jako posłowie do książki Arkadija i Borysa Strugackich „Piknik na skaju drogi” (Wydawnictwo S.R., Warszawa, 1996). Zamieszczamy go tutaj dzięki uprzejmości autora.

DWADZIEŚCIA LAT WCZEŚNIEJ
Tomasz Kołodziejczak
1. Sam w to początkowo nie wierzyłem. Ale sprawdziłem, raz i drugi. Nie chciało być inaczej – pierwsze wydanie powieści Arkadija i Borysa Strugackich „Piknik na skraju drogi” ukazało się w Polsce dwadzieścia lat temu. Dwadzieścia. Jak sądzę, spora część jej dzisiejszych czytelników funkcjonowała wtedy raczej wirtualnie, w planach swych Rodziców (ewentualnie poznawała świat z pozycji czworonoga). Jeśli Ty, Szanowny Czytelniku, należysz do tej grupy, to informuję Cię na wstępie – za Tobą lektura książki głośnej i ważnej, jednej z kultowych powieści SF czasów PRL-u. Jeśli zaś do fantastycznego bractwa należysz już od wielu lat, to z góry Cię przepraszam – będę musiał w tym szkicu opowiedzieć o kilku sprawach dla Ciebie oczywistych. Chciałbym, aby i w Twojej głowie przewinęła się taśma z filmoteki WSPOMNIENIA, tak jak to było w moim przypadku, gdy Wydawca zaproponował mi współpracę przy edycji serii książek braci Strugackich. Drugie i do niedawna ostanie wydanie „Pikniku” ukazało się w serii „Stanisław Lem poleca”. Seria ta uchodziła za elitarną – tak z powodu nazwiska prowadzącego, jak i doboru tekstów. Trzecim wyznacznikiem elitarności był bardzo niski nakład – uwaga, uwaga – tylko dwudziestu tysięcy egzemplarzy. Tom wyszedł w roku 1977 – oznacza to, że od lat siedemnastu „Piknik”, jedna z kanonicznych ksiąg polskiego wyznawcy religii science fiction, funkcjonuje wyłącznie w publicznych bibliotekach i prywatnych księgozbiorach. Wznowiono „Ubika”, „Władcę Pierścieni”, „Dzień tryfidów”, na ladach księgarskich piętrzą się hałdy dzieł i dziełek Wielkich Mistrzów – Asimova, Clarke'a, Harrisona, Le Guin, Silverberga. Pojawili się mistrzowie nowi – Card, King, Resnick. A o Strugackich słuch jakby zaginął… Przyczyna wydaje się dość oczywista – Polacy zdecydowanie preferują produkty zza Atlantyku niż zza Bugu. Anatema owa spadła i na książki – w ciągu ostatnich czterech lat powieści autorów rosyjskich/radzieckich (niepotrzebne skreślić) praktycznie się nie ukazywały. Większość młodych czytelników z fantastyką rosyjskojęzyczną prawie w ogóle się nie zetknęła i żywi głębokie przekonanie, że to marna proza. Pomyłka!

2. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tak zwanych Demoludów (w okresach łagodniejszych – nie myślę tu o Rosji rządzonej przez Gruzina, czy Kambodży Pol Pota) było to, że usilnie próbowały one stworzyć namiastkę normalnej rzeczywistości. Przeprowadzano w nich wybory, w czasie których nikogo nie wybierano, funkcjonowały partie polityczne, które z nikim nie musiały walczyć o władzę, działali opozycyjni artyści, którym państwo wydawało książki, etc. Dotyczyło to i spraw drobniejszych, pospolitszych. Pamiętam koszmarne wrażenie z pobytu w mieście Petersburg (wtedy jeszcze Leningrad). Ogromne blokowisko przecięte szeroką ulicą i trakcją wysokiego napięcia, jeden wielki dom handlowy, wokół zarzucony gruzami ugór. Niby jest osiedle – mieszkania, sklep, dojazd – ale wszystko to wielkie, szare, brudne, nie dla ludzi, nie do życia. Niewiele potrafiłbym pokazać enklaw względnej normalności. Jedną z nich na pewno była kosmonautyka. Rosjanie przez lata, jak równy z równym, walczyli z Amerykanami w wyścigu o Kosmos. Nadwyrężyły ich te zawody strasznie – jednakże herszci z politbiura dobrze wiedzieli, jakie propagandowe znaczenie miał pierwszy sputnik i lot Gagarina. Oczywiście i sowiecka kosmolocja była siermiężna i brzydka, ale jakoś tam funkcjonowała (kto nie wierzy, niech sobie obejrzy lądownik któregoś „Sojuza” – standard wyposażenia wnętrza taki mniej więcej, jak w autobusie „Jelcz”). Propaganda, emocje, sława otaczająca kosmonautów musiała oddziaływać na literaturę, która właśnie z Kosmosu uczyniła bóstwo – na science fiction. Rzecz jasna, prozę tę kastrowano i cenzurowano, pisarzy niewygodnych sekowano – zgodnie z aktualnymi wytycznymi, linią czy też widzimisię odpowiednich organów. Jednakże obywatel Kraju Rad miał możliwość zapoznania się z całkiem pokaźną liczbą tłumaczeń z angielskiego (wielu Polaków poznawało amerykańską klasykę SF, czytając rosyjskie przekłady) i ogromną liczbą dokonań rodaków. Pierwsza seria specjalizująca się w SF powstała już w l 936 roku… Pośród mrowia nachalnych propagandówek, socrealistycznych kiczów powstawały też książki wybitne i ciekawe, pojawiali się autorzy mogący bez większych kompleksów konkurować ze swymi amerykańskimi kolegami. Dymitra Bilenkina, Wadima Szefnera, Ilię Warszawskiego znamy w Polsce z pojedynczych książek i opowiadań. Wielką popularnością cieszyło się u nas pisarstwo Kiryła Bułyczowa – utrzymane w konwencji hard SF powieści („Miasto na Górze”, „Przełęcz”, „Agent FK”), wyśmienity, pełen humoru cykl opowiadań o mieście Guslar, utwory dla młodzieży (seria książek o Alicji). Zaś do pierwszej ligi światowej fantastyki weszli bracia Arkadij i Borys Strugaccy.

3. Strugaccy prawdopodobnie byli pierwszymi pisarzami SF, których książka znalazła się w kosmosie – ich powieść zabrał na pokład stacji „Salut” radziecki kosmonauta Georgij Greczko. Nie chcę zanudzać Cię, Czytelniku, biografiami – te znajdziesz w encyklopedii. Istotne są dwie daty: w roku 1959 ukazuje się debiutancka powieść – „W krainie purpurowych obłoków” – która została podobno napisana w celu wygrania zakładu. W roku 1972 wychodzi „Piknik na skraju drogi”, przez wielu czytelników i krytyków uznany za najlepszą powieść pary autorów. W międzyczasie Strugaccy stali się najpopularniejszymi autorami science fiction w ZSRR, tak jak w Polsce Stanisław Lem. Podobna też była droga literackiego rozwoju tych pisarzy – od utopijnych wizji naznaczonej komunizmem przyszłości, do dystopii tworzących alegorie socsystemu i opisujących uwięzione w nim istoty. Także pasmo stosowanych przez tych pisarzy fal literackich było bardzo szerokie – oprócz tradycyjnej SF, posługiwali się konwencją kryminału, groteski, bajki. W Polsce ukazały się wszystkie najważniejsze i najlepsze utwory Strugackich. „Poniedziałek zaczyna się w sobotę” (1970 – daty pierwszych wydań polskich) to błyskotliwie napisana opowieść o INBADCZAM-ie – Instytucie Badań Czarów i Magii. Strugaccy przedstawiają i parodiują życie środowiska naukowego, zręcznie ogrywając wątki znane nam z bajek i legend, a także klasyczne tematy poruszane przez science fiction. „Przenicowany świat” to klasyczna fantastyka naukowa, z silnymi elementami dystopii. Maksym Kammerer, ziemski kosmonauta, po awarii swego kosmolotu ląduje na zamieszkanej przez humanoidalną rasę planecie. Okazuje się, że ten świat łączy w sobie wszystkie najgorsze cechy ziemskich cywilizacji – pożera go wojna, nędza, manipulowanie masami ludzkimi, zniszczenia ekologiczne. Kammerer włącza się w bieg wydarzeń – najpierw jako żołnierz, potem buntownik – poznajemy więc ów świat dokładniej z różnych punktów widzenia. Z kolei w „Sprawie zabójstwa” (1973) Strugaccy sięgnęli po język kryminału. W górskim schronisku ginie jeden z gości. Krąg podejrzanych jest niewielki, gdyż hotel został odcięty od świata nagłym zejściem lawiny. Okazuje się, że część gości to przybysze z kosmosu… „Trudno być bogiem” (1974) to jedna z najgłośniejszych powieści Strugackich, znana także z filmowej realizacji. Na planetach zamieszkałych przez rasy humanoidalne działają, oczywiście incognito, ziemscy rezydenci. Na jednej z nich, pozostającej na poziomie średniowiecza, rozpoczynają się burzliwe przemiany społeczne, krwawe i bezwzględne. Anton, ziemski naukowiec, postanawia interweniować. Powracają tu motywy i pytania z „Przenicowanego świata” – czy i w jakich okolicznościach istoty, choćby nawet reprezentujące wyższy poziom cywilizacyjny, mają prawo ingerować w naturalne procesy zachodzące w społeczeństwach uznanych za prymitywniejsze? „Koniec akcji »Arka«” (1975), klasyczna science fiction, opisuje wyprawę badawczą na zamieszkałą przez niehumanoidalną rasę planetę. Na globie tym przed kilku laty rozbił się ziemski kosmolot – zginęła cała załoga, z wyjątkiem małego dziecka. l oto następuje spotkanie ludzi i ludzkiego dziecka, które żyjące w obcym świecie niczym Mowgli w dżungli nie jest już w pełni człowiekiem. „Żuk w mrowisku” (1983) to kontynuacja „Przenicowanego świata”. Tym razem mamy odwrotną sytuację – to Ziemi zagraża interwencja i nieznane niebezpieczeństwo. A główne zagrożenie stanowi jeden człowiek – zaprogramowany przez Obcych, wbrew własnej woli zmuszony do wykonywania tajemniczych działań. Kammerer staje przed problemem wyboru i poświęcenia jednostki dla dobra ogółu. W „Miliardzie lat przed końcem świata” (1984) prowadzą Strugaccy fascynujący wątek – ich świat broni się przed zmianami, a dla zachowania homeostazy nawet zabija naukowców, którzy swymi pracami byliby w stanie tę stabilność naruszyć. „Ślimaka na zboczu” (1985) uznaje się często za najwybitniejszą, choć zarazem najtrudniejszą powieść Strugackich. Metaforyczne przedstawienie socjalistycznej rzeczywistości – systemu biurokracji, bezwładu, miernoty, zbrodni – ściągnęło na pisarzy baczniejsze oko cenzorów. Było tych powieści i nowel więcej, chcielibyśmy w naszej serii zaprezentować najważniejsze i najciekawsze, te, które do dziś zachowały fabularną, czytelniczą atrakcyjność. Sięgniemy też po utwory jeszcze w Polsce niewydawane. A zaczynamy od dzieła, obok „Ślimaka”, najważniejszego – „Pikniku na skraju drogi”.

4. Warto chyba zadać sobie pytanie, czemu ta właśnie książka zyskała taki mir, czemu to ona właśnie stworzyła legendę. Wszak Strugaccy pisali powieści dowcipniejsze („Poniedziałek zaczyna się w sobotę”), bardziej akcyjne („Przenicowany świat”) , spójniejsze konstrukcyjnie („Trudno być bogiem”). Sądzę, że teraz, z perspektywy dwudziestu lat i setek utworów fantastycznych, które się przez te dwie dekady ukazały, łatwiej odpowiedzieć na powyższe pytania, pokazać, dlaczego „Piknik” fascynował nas wtedy. Ta powieść po prostu wyprzedziła swój czas. Była próbką fantastyki, jaka jeszcze nie istniała, a jaka miała do nas dotrzeć nie za rok czy dwa, a dopiero za lat dziesięć. Albo dwadzieścia. Strugaccy rozgrywają tradycyjny motyw prozy SF – na Ziemię przybywają przedstawiciele obcej cywilizacji, dokonują tu jakichś działań i odlatują. Autorzy nie przedstawiają jednak tego, co w innych tego typu utworach wydawało się najważniejsze – samego Kontaktu. Nie wiemy, jak wyglądali Obcy, po co przylecieli, dlaczego nie podjęli próby porozumienia się z ludźmi. Sama wizyta Strugackich jakby w ogóle nie interesuje, przedstawiają tylko jej konsekwencje, eksploatację Stref, naukowe badania, interesy, ludzkie reakcje i postawy wobec tajemniczego zjawiska. Jednak i tu pisarze uciekają od schematu – treścią książki wcale nie jest zgłębianie tajemnic Strefy, rozwiązywanie zagadki Wizyty. Nie, opisani ludzie nie stawiają przed sobą takich zadań – może jeden Kirył Panow, ale ten umiera w pierwszym rozdziale – główny bohater książki po prostu zarabia pieniądze. Zresztą, cóż to za bohater SF, ten Red Shoehart – nie genialny naukowiec, odważny pilot, dzielny temponauta, a zwyczajny przestępca. Złodziej, przemytnik, handlarz – stalker. Lubi wypić, zdradza ukochaną kobietę, łamie prawo. A na dodatek wcale nie stanowi wyjątku. W opisanym przez Strugackich świecie przyszłości ludzie wcale nie stali się dobrzy i mądrzy – działają tam burdele i przestępcze gangi, żyją przekupni policjanci i zrzędliwe staruchy, istnieją slumsy i tępa biurokracja. Stanowiło to absolutne novum. Niepodzielnie panowała wtedy fantastyka sterylna – zarówno jeśli chodzi o scenografię, jak i ludzkie postawy. Statki kosmiczne psuły się, i owszem, ale tylko po to, by bohaterowie mogli przeżyć odpowiednią dawkę przygód. Źli ludzie (często reprezentanci systemów ideologicznie niewłaściwych) pojawiali się w tym jedynie celu, aby główny bohater, szlachetny i dobry, miał się z kim potykać i się tą swoją szlachetnością wykazać. Strugaccy odebrali wykreowanej przez siebie rzeczywistości urokliwą, choć tandetną jednoznaczność, wypełnili jej poziomy – społeczne, psychologiczne, moralne – całą gamą szarości. Na dodatek wielce sugestywnie przedstawili obraz Zachodu – bez zohydzającej socpropagandy, ale i bez naiwnego zachwytu. Wprowadzili też do powieści elementy przynależne innym odmianom fantastyki, rzadko spotykane w kanonicznej science fiction – grozę (ożywające trupy, epidemia destrukcji przypisana ludziom żyjącym w pobliżu Stref), mistycyzm (złota kula). Dochodzimy wreszcie do sprawy ostatniej, najmocniej zawsze akcentowanej (np. w posłowiu Stanisława Lema do drugiego polskiego wydania). Chodzi o wyjaśnienie podstawowej zagadki: „Po co Obcy przylecieli na Ziemię?” Otóż w książce nie pada odpowiedź na to pytanie. Najmocniej zaś akcentowany pogląd (podkreślony nawet przez autorów w tytule książki) wskazywałby, że ludzkość to mrówczy kopiec na poboczu galaktycznej drogi. Okazaliśmy się dla Obcych nieważni, niewarci chwili uwagi, a teraz żerujemy na ich śmietniku. Oczywiście, podobne wątki pojawiały się w SF już wcześniej – Obcy zamieniali ludzi w niewolników, traktowali jak narzędzia swoich własnych rozgrywek, lekceważyli nas i nie dostrzegali (np. „Wyzwolenie Ziemi” Tenna, „Wróble Galaktyki” Fiałkowskiego, „Głos Pana” Lema). Jednak u Strugackich nasz geo- i homocentryzm zaatakowany został szczególnie silnie – ludzkość ze swoją wiedzą, kulturą, cywilizacją nie jest potrzebna nikomu i do niczego. Wszystkie te elementy tworzyły w latach siedemdziesiątych nową jakość, nowy styl rozumienia i uprawiania science fiction. „Piknik” czerpiąc z tradycji gatunku, równocześnie konwencję łamie i przekształca, tworzy przekonującą wizję prawdziwego świata i prawdziwych ludzi. Podobne klimaty i nastroje odnaleźć można w utworach, które powstały niemal równocześnie z „Piknikiem”, a mogły dotrzeć do nas dopiero po latach, oraz w produkcjach znacznie późniejszych. Brudne, realistyczne światy przyszłości wykreowane w noweli Ellisona „Chłopiec i jego pies”, w późniejszych dokonaniach cyberpunkowców, w takich filmach jak „Obcy” czy „Blade Runner”. Fantastyczne przestrzenie straciły swą szpitalną czystość, bohaterowie głupkowatą prostoduszność, systemy wartości – jednoznaczność. Nie mogliśmy czytać Ellisona i Dicka, na Carpentera trzeba było jeszcze poczekać, a o cyberpunku nikomu się nawet nie śniło. Mieliśmy za to „Piknik na skraju drogi”, powieść, która zdobyła uznanie czytelników także spoza grona miłośników fantastyki i która, jesteśmy o tym z Wydawcą szczerze przekonani, właściwie się nie zestarzała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz